Wampir z Zagłębia – koszmar, który sparaliżował...
Wampir z Zagłębia – koszmar, który sparaliżował Śląsk
Śląsk i Zagłębie, lata 60. Fabryki i kopalnie pracują bez wytchnienia, ulice pełne są ludzi spieszących do pracy. Ale z czasem w regionie zaczyna krążyć szeptem plotka: ktoś poluje na kobiety. Morderca, którego gazety nazwą później „Wampirem z Zagłębia”.
Kobiety, które nigdy nie wróciły
Pierwszy atak miał miejsce w 1964 roku. Młoda kobieta wracała wieczorem z pracy. Została znaleziona martwa – zmasakrowana, uderzona w głowę z taką siłą, że zginęła na miejscu.
Kilka miesięcy później doszło do kolejnej tragedii. Młoda matka pchająca wózek z dzieckiem została zaatakowana od tyłu. Kobieta zginęła, a dziecko cudem przeżyło.
Ataki stawały się coraz częstsze. Scenariusz powtarzał się:
cios w głowę ciężkim narzędziem,
brutalne dobijanie ofiary,
porzucenie ciała w ciemnym miejscu – parku, zaroślach, przy torach.
Niektóre kobiety miały ślady napaści seksualnej, inne – nie. Jedno było pewne: sprawca działał z nienawiścią i furią.
Ludzie mówili: „wampir wybiera te, które idą same”. Kobiety zaczęły chodzić w grupach, parki omijano szerokim łukiem. Po zmroku ulice pustoszały.
Największa obława PRL
Milicja rozpoczęła gigantyczne śledztwo – największe w historii Polski Ludowej:
przesłuchano ponad 100 tysięcy osób,
mężczyzn kierowano na badania psychiatryczne,
setki tajnych agentów patrolowało parki i boczne uliczki.
Atmosfera w regionie była napięta. Każdy samotny mężczyzna mógł zostać uznany za podejrzanego. Ludzie przestali wierzyć, że milicja kiedykolwiek złapie potwora.
Zatrzymanie „Wampira”
W 1972 roku ogłoszono sukces: aresztowano Zdzisława Marchwickiego, mieszkańca Bytomia, ojca pięciorga dzieci.
Niepozorny, bezrobotny, z trudnym charakterem – pasował milicji do obrazu potwora. W akcie oskarżenia przypisano mu 14 zabójstw i 6 prób morderstwa.
Według prokuratury mordował z nienawiści do kobiet. Psychiatrzy orzekli, że był „chory seksualnie”. Gazety pisały o nim jak o bestii – zanim jeszcze zapadł wyrok.
Proces pokazowy
Proces Marchwickiego stał się spektaklem. Sala sądowa pękała w szwach, relacjonowała go cała prasa. Świadkowie zmieniali zeznania, a wiele dowodów opierało się na domysłach i poszlakach.
Marchwicki twierdził, że jest niewinny. Milicja i sąd byli jednak nieugięci. W 1975 roku zapadł wyrok: kara śmierci.
Egzekucję wykonano w 1977 roku w Katowicach. Oficjalnie – historia „Wampira z Zagłębia” dobiegła końca.
Czy naprawdę złapano mordercę?
Do dziś sprawa Marchwickiego budzi ogromne wątpliwości.
Brakowało jednoznacznych dowodów, a presja polityczna była ogromna – władze musiały pokazać, że panują nad sytuacją.
Niektórzy badacze uważają, że część zbrodni popełniły różne osoby, a nie jeden morderca. Istnieje nawet teoria, że „wampirem” był ktoś z milicji – dlatego tak długo pozostawał nieuchwytny.
Czy Marchwicki naprawdę był winny? Czy był tylko wygodnym kozłem ofiarnym?
Dziedzictwo strachu
Niezależnie od prawdy, jedno jest pewne: przez ponad 10 lat kobiety na Śląsku i w Zagłębiu żyły w terrorze. Po zmroku ulice pustoszały, a zwykły spacer mógł oznaczać śmierć.
Do dziś starsi mieszkańcy wspominają tamte czasy z dreszczem. „Wampir z Zagłębia” przeszedł do historii jako pierwszy seryjny morderca, który sparaliżował cały region – i którego legenda wciąż budzi lęk.